Main Menu

Home

Zmora zwykłego humanisty - naprawianie samochodu

przerażony facetFaktem jest, iż humaniści posiadają trochę inne podejście do życia. Łatwo się z nich śmiać - jako jednostek niezbyt technologicznych, które bujają w obłokach. To bezsprzecznie nie zawsze jest prawdą. Ba - zwykle nią nie jest. Pewne jest natomiast, że istnieje jedna sfera codzienności, w której totalnie nie jestem w stanie się odnaleźć i sądzę, iż niejeden humanista też tak ma. Chodzi o odwiedziny w autoserwisie.

Samochód to nader wygodna sprawa i niełatwo temu zaprzeczyć. Naturalnie ceny jego posiadania wydają się wysokie, zaś z każdym miesiącem, mam wrażenie, coraz to wyższe. Ubezpieczenia drożeją, a ceny benzyny ostatnio przekroczyły zdaje się najśmielsze oczekiwania wszelkich zmotoryzowanych osób. Z wyjątkiem wszakże kosztów, jakich się możemy spodziewać, funkcjonuje sporo innych - powiązanych z eksploatacją samochodu i jego naprawianiem. A dla mnie to nie wyłącznie kwestia finansów, ale również nastroju umysłowego. Bez dwóch zdań nie lubię chodzić do warsztatów.

zepsuty samochód

I to niezależnie od problemu. Może to być coś niezbyt spektakularnego, co można zreperować od ręki, jak np. tylna belka w aucie produkcji francuskiej. Ale czasem trafi się inna, poważniejsza awaria i zanim dojdzie do oceny mechanik przedstawi mi 1000 pytań, na jakie nie umiem odpowiedzieć. Przecież ja nie znam choćby rozmiaru silnika! A co dopiero, jeżeli mam z mechanikiem porozmawiać odnośnie tylnego zawieszenia czy też hamulców...

Rzecz jasna posiadam zaufane autoserwisy, w jakich naprawiam samochód. To jednak, że im ufam zupełnie nie oznacza, że sam moment wizyty w warsztacie jest bardziej przyjemna. Z reguły niewiele pamiętam odnośnie do bieżących napraw, mylę nazwy wielu podzespołów jak również nie potrafię fachowo się wysłowić. Czuję się po prostu głupio, choć niewątpliwie zdaję sobie sprawę, że nie jestem jedynym tego typu petentem.

Natomiast samochody notorycznie się psują. Nawet te produkcji francuskiej, na pierwszy rzut oka mało awaryjne. Budowa zwieszenia opierająca się na osi tylnej została zaimplementowana pod równe, zachodnie drogi. U nas na terytorium Polski natomiast podróżuje się niełatwo i raz na kilka tyś. km wypada wykonać wymianę poszczególnych podzespołów. Dlatego też coraz to systematyczniej rozmyślam nad kupnem nowego auta. Przynajmniej w takim przypadku parę lat odwiedzin w autoserwisie odpada. Rzecz jasna w teorii, bo w rzeczywistości różnie się może zdarzyć.

Można również dokumentnie odpuścić sobie posiadanie auta. W epoce Ubera czy innych innowacji jak choćby samochody elektroniczne, nie jest to taki nonsensowny pomysł. Kto wie - a nuż jest to dobre podejście.